RS
85 zakradła się do tego miejsca, nie przypuszczając ani przez chwilę, że ktoś będzie potrzebować pomocy, przez co może pokrzyżować jej szyki. Nie miała wyboru. Wyskoczyła z kryjówki, porwała dziecko w ramiona, ktoś rzucił się ku nim, Jessica prawie obudziła się ze strachu, wizja zaczęła się rozwiewać. Po chwili wróciła, tym razem Jessica pędziła na koniu, ścigana przez prześladowców, ale robiła już niebezpieczniejsze rzeczy... - Giń! - wrzasnął ktoś za jej plecami. Usiadła gwałtownie na łóżku i rozejrzała się dookoła, drżąc na całym ciele, nasłuchując, ale w domu panowała zupełna cisza. Nie miała pojęcia, co sprowadziło te koszmarne sny, tak przerażająco realne. Nadal zaniepokojona, wstała i wyszła na balkon, znowu długo nasłuchując. Nad nią wisiało czerwone niebo, lecz nic się nie działo, chociaż cały czas Jessice zdawało się, że wyczuwa czyjąś obecność. Wreszcie wróciła do łóżka i leżała bezsennie przez długi czas, obwiniając za wszystko swojego nowego lokatora, który podczas gry tak barwnie opowiadał o różnych wydarzeniach historycznych, jakby był ich naocznym świadkiem. Znajdował się zaledwie w sąsiedniej sypialni. Jessica zamknęła oczy, nie spała jednak, lecz wyobrażała sobie, jak wstaje, przechodzi do pokoju Bryana, budzi go i... Ta wizja powodowała jeszcze większą udrękę niż przerażające sny, więc Jessica z jękiem ukryła twarz w poduszce. Bryan zszedł na dół bardzo wcześnie, przekonany, że przyjdzie mu szukać porannej kawy gdzieś na mieście, lecz ku jego zaskoczeniu w RS 86 kuchni już działał ekspres, przy nim z filiżanką w ręku czekała Stacey, a na jednym z taboretów przycupnął jakiś mężczyzna i czytał gazetę. Był żylasty, chudy niczym szkielet, lecz mimo to sprawiał wrażenie silnego. Twarz miał ogorzałą, długie włosy trochę potargane. Słysząc kroki, gwałtownie poderwał głowę, widok obcego wyraźnie go zaalarmował. - Dzień dobry. - Bryan jakby nigdy nic wyciągnął dłoń na powitanie. - Bryan McAllistair. - Eee... - Mężczyzna spojrzał na Stacey, jakby szukał u niej ratunku, a potem odwrócił się do Bryana i podał mu rękę. - Gareth. Bryan skinął głową, podszedł do szafki i sięgnął po pusty kubek. - Dzień dobry - rzekł do Stacey. - Nie spodziewałem się zastać kogoś w kuchni o tej porze. - Ze mnie i Garetha są ranne ptaszki, za to Jessica wstaje rano tylko wtedy, kiedy musi. O, kawa już gotowa. - Zdjęła dzbanek z ekspresu i chciała nalać Bryanowi kawy. - Ty pierwsza. Zresztą zdołam sam sobie nalać kawy, chociaż jestem naukowcem. Tyle to jeszcze potrafimy - zażartował. - Jesteś naszym jedynym lokatorem w tej chwili. Mogę zrobić śniadanie, kiedy tylko zechcesz. Zresztą nie tylko śniadanie, mogę zrobić wszystko, na co przyjdzie ci ochota. - Bardzo interesująca propozycja... Ale na razie chciałbym pójść na spacer, ponieważ rzadko ma się ulice Nowego Orleanu tylko dla siebie, a o tej porze jeszcze mi się to uda. Tylko nie czekaj na mnie ze śniadaniem, jeśli masz coś innego do roboty. - Kiedy to żaden problem, bo i tak przez jakiś czas będę się kręcić po