Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/weterynarz24.lezajsk.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra17/ftp/weterynarz24.lezajsk.pl/paka.php on line 5
RS

RS

  • Hermenegilda

RS

10 August 2022 by Hermenegilda

85 zakradła się do tego miejsca, nie przypuszczając ani przez chwilę, że ktoś będzie potrzebować pomocy, przez co może pokrzyżować jej szyki. Nie miała wyboru. Wyskoczyła z kryjówki, porwała dziecko w ramiona, ktoś rzucił się ku nim, Jessica prawie obudziła się ze strachu, wizja zaczęła się rozwiewać. Po chwili wróciła, tym razem Jessica pędziła na koniu, ścigana przez prześladowców, ale robiła już niebezpieczniejsze rzeczy... - Giń! - wrzasnął ktoś za jej plecami. Usiadła gwałtownie na łóżku i rozejrzała się dookoła, drżąc na całym ciele, nasłuchując, ale w domu panowała zupełna cisza. Nie miała pojęcia, co sprowadziło te koszmarne sny, tak przerażająco realne. Nadal zaniepokojona, wstała i wyszła na balkon, znowu długo nasłuchując. Nad nią wisiało czerwone niebo, lecz nic się nie działo, chociaż cały czas Jessice zdawało się, że wyczuwa czyjąś obecność. Wreszcie wróciła do łóżka i leżała bezsennie przez długi czas, obwiniając za wszystko swojego nowego lokatora, który podczas gry tak barwnie opowiadał o różnych wydarzeniach historycznych, jakby był ich naocznym świadkiem. Znajdował się zaledwie w sąsiedniej sypialni. Jessica zamknęła oczy, nie spała jednak, lecz wyobrażała sobie, jak wstaje, przechodzi do pokoju Bryana, budzi go i... Ta wizja powodowała jeszcze większą udrękę niż przerażające sny, więc Jessica z jękiem ukryła twarz w poduszce. Bryan zszedł na dół bardzo wcześnie, przekonany, że przyjdzie mu szukać porannej kawy gdzieś na mieście, lecz ku jego zaskoczeniu w RS 86 kuchni już działał ekspres, przy nim z filiżanką w ręku czekała Stacey, a na jednym z taboretów przycupnął jakiś mężczyzna i czytał gazetę. Był żylasty, chudy niczym szkielet, lecz mimo to sprawiał wrażenie silnego. Twarz miał ogorzałą, długie włosy trochę potargane. Słysząc kroki, gwałtownie poderwał głowę, widok obcego wyraźnie go zaalarmował. - Dzień dobry. - Bryan jakby nigdy nic wyciągnął dłoń na powitanie. - Bryan McAllistair. - Eee... - Mężczyzna spojrzał na Stacey, jakby szukał u niej ratunku, a potem odwrócił się do Bryana i podał mu rękę. - Gareth. Bryan skinął głową, podszedł do szafki i sięgnął po pusty kubek. - Dzień dobry - rzekł do Stacey. - Nie spodziewałem się zastać kogoś w kuchni o tej porze. - Ze mnie i Garetha są ranne ptaszki, za to Jessica wstaje rano tylko wtedy, kiedy musi. O, kawa już gotowa. - Zdjęła dzbanek z ekspresu i chciała nalać Bryanowi kawy. - Ty pierwsza. Zresztą zdołam sam sobie nalać kawy, chociaż jestem naukowcem. Tyle to jeszcze potrafimy - zażartował. - Jesteś naszym jedynym lokatorem w tej chwili. Mogę zrobić śniadanie, kiedy tylko zechcesz. Zresztą nie tylko śniadanie, mogę zrobić wszystko, na co przyjdzie ci ochota. - Bardzo interesująca propozycja... Ale na razie chciałbym pójść na spacer, ponieważ rzadko ma się ulice Nowego Orleanu tylko dla siebie, a o tej porze jeszcze mi się to uda. Tylko nie czekaj na mnie ze śniadaniem, jeśli masz coś innego do roboty. - Kiedy to żaden problem, bo i tak przez jakiś czas będę się kręcić po

Posted in: Bez kategorii Tagged: oznaczenia na ubraniach, profesjonalne odżywki do włosów ranking, fryzura bob uczesanie na wesele,

Najczęściej czytane:

kilo.

Był wtedy w fatalnym stanie. Szukał zapomnienia w butelce. Użalał się nad sobą i jednocześnie sobą pogardzał, tak przynajmniej sądziła po zajęciach z ... [Read more...]

potem trafił w dziesiątkę.

– Tu Carlos – odezwał się męski głos z silnym hiszpańskim akcentem. – Czy zna pan Ramonę Marię Salazar? – Tak, to moja siostra, Panie, świeć nad jej duszą – odparł bez wahania. ... [Read more...]

nerwowo palcami o poręcz fotela i wpatrywał się w zakurzony ekran, czekając, aż się rozjaśni. Przejrzał pliki. Czy to tylko jego wyobraźnia, czy wyczuł zapach jej perfum unoszący się w stęchłym powietrzu gabinetu? Pobożne życzenia. Zręcznie przebierał palcami po klawiaturze, przejrzał kartotekę pacjentów, zapoznając się pobieżnie z nerwicami, depresjami i psychozami ludzi, których nie znał. Nic nie zwróciło jego uwagi i nie natknął się na żaden szczególny przypadek. Spojrzał na zegarek. Był tu już prawie czterdzieści pięć minut, słyszał odgłosy kroków i przesuwanych mebli dobiegające z góry. Sprawdził, jeszcze raz, czy zaryglował drzwi, wolał mieć pewność, że nikt nie wejdzie tu przez pomyłkę. Podszedł do okna. Z drugiego piętra zobaczył uliczkę w dole i sąsiedni dom. Starsza kobieta w słomkowym kapeluszu i podomce podlewała geranium. Gdyby spojrzała w górę, zauważyłaby go, więc wolał się odsunąć; nie chciał się potem tłumaczyć. Jeszcze nie teraz. Najpierw musi uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. Prawdopodobnie będzie musiał kłamać. A, niech tam! Adam wierzył, że kłamstwa mają różne odcienie. Są poważne kłamstwa i niewinne kłamstewka, i cały wachlarz odmian pomiędzy. Niektóre są ciężkie, kleiste, a inne lekkie jak mgiełka, ale o ile się orientował, nie ma dobrych kłamstw. A mimo to, gdy z nadspodziewaną wprawą otwierał zamek szafki, stwierdził, że czasami kłamstwa sanie do uniknięcia. Zamek szuflady otworzył się ze szczękiem. Jeśli kłamstwo było konieczne, aby dotrzeć do prawdy... to czy naprawdę było takie złe? „Nie ma niewinnych kłamstewek - pouczała go babcia. - Kłamstwo to kłamstwo, i jeśli nie możesz powiedzieć prawdy, to źle z tobą”. Patrzyła na niego nieugiętym wzrokiem jastrzębia, szukając w jego oczach błysku oszustwa, a on wytrzymywał jej spojrzenie bez zmieszania, choć oboje wiedzieli, że bezczelnie kłamie. Babcia Hunt była sprawiedliwa. Jeśli nie potrafiła udowodnić, że Adam kłamie, udawała, że mu wierzy. Zastanowił się, co by teraz pomyślała o swym jedynym wnuku. Otworzył górną szufladę z kartotekami i przerzucił karty palcami, wdychając suchy, stęchły zapach nieużywanych dokumentów. Przejrzał nazwiska pacjentów, zamknął szufladę i otworzył kolejną, w połowie wypełnioną papierami, które mogły mu pomóc w poszukiwaniach. Gruba kartoteka pełna zapisków i informacji. BANDEAUX, CAITLYN MONTGOMERY. Czemu nie odnalazł tych danych w komputerze? Szybko wrócił przed migający ekran i jeszcze raz przejrzał pliki, ale Caitlyn zdecydowanie tam nie było. Powtórzył poszukiwania i odnalazł kartoteki innych pacjentów, ale na temat Caitlyn Bandeaux nie znalazł ani słowa. W komputerze było niewiele plików, przeszukał nawet komputerowy kosz na śmieci, jednak nie wrzucono tam ostatnio nic, co dotyczyło Bandeaux. Jakby nigdy tu nie przychodziła. Ale gruba papierowa kartoteka, którą miał na kolanach, przeczyła temu. Poza tym Rebeka w rozmowie z nim wymieniła kiedyś nazwisko Montgomery. ...

Odchylił się w fotelu. Dlaczego informacje z papierów nie zostały przeniesione do 31 komputera? Przejrzał dokumenty i zobaczył fotografię, amatorskie zdjęcie pięknej kobiety po trzydziestce, z długimi ognistokasztanowymi włosami opadającymi na oczy. Trzymała na biodrze dziecko, dziewczynkę. Mała zanosiła się śmiechem, z ciemnych kręconych włosów wysuwały się różowe wstążki. Kobieta, najprawdopodobniej Caitlyn Bandeaux, wyglądała na beztroską i szczęśliwą. Miała na sobie taką samą jak córka białą sukienkę bez rękawów, którą wiatr owinął jej wokół nóg. Stała na ogromnym trawniku przed domem sprzed wojny secesyjnej, zbudowanym z malowanego na biało drewna i cegieł. Niebo złowieszczo pociemniało, ale matka z dzieckiem zdawały się nie bać nadchodzącej burzy. Adam patrzył na zdjęcie przez dłuższą chwilę. Kolejna tajemnica do rozszyfrowania. Wsunął fotografię do kieszeni. - Powiedz mi wszystko, co wiesz na temat Josha Bandeaux - powiedział Reed i rzucił na biurko Morrisette cienką teczkę. Żując gumę, odwróciła się od komputera i spojrzała przez ramię. Migający ekran pokazywał zdjęcia bezwładnego i zdecydowanie martwego ciała Josha Bandeaux. - Możesz pominąć to, że był kutasem. To już wiem. - Chciałam dodać, że miał gadane i potrafił wzbudzić zaufanie, a potem to wykorzystać. Kolejny przykład zwyrodniałej południowej szlachetności. - Otworzyła papierową teczkę. - Co to jest? - Wstępny raport z autopsji. Bardzo wstępny. Nie ma tam nic, czego byśmy nie wiedzieli. Śmierć nastąpiła w przybliżeniu o pomocy. Na pierwszy rzut oka wygląda, że zmarł z wykrwawienia, być może od ran, które sam sobie zadał. Więcej dowiemy się, gdy już zakończą sekcję zwłok. - Opadł na zniszczony fotel stojący w boksie Morrisette i nie po raz pierwszy zauważył, jaki ma tu porządek. Wszystko na swoim miejscu. Na biurku rodzinne zdjęcia, w kącie paprotka, w starym kubku z wyblakłym napisem JEŚLI NIE LUBISZ GLIN, NASTĘPNYM RAZEM GDY WPADNIESZ W KŁOPOTY, DZWOŃ PO HIPISÓW długopisy i ołówki. Na wieszaku wisiała dżinsowa kurtka ozdobiona sztucznymi brylancikami, a nad nią zatknięta czapeczka bejsbolowa drużyny Atlanta Braves. - Naprawdę nie wiem o nim zbyt wiele. - Zauważyła jego sceptyczne spojrzenie i dodała: - Naprawdę. Nie byłam z nim związana, ale poznałam go. Wiem, że dwa razy był żonaty. Reed nadstawił uszu. - Caitlyn Montgomery nie była jego pierwszą żoną? - Nie. - Morrisette odchyliła się na fotelu, bawiąc się ołówkiem. - Pierwsza miała na imię Maude. Maude Havenbrooke. Potem związał się z Caitlyn, która została żoną numer dwa. Potem najwyraźniej zamierzał się z nią rozwieść. - Z powodu planowanej żony numer trzy? Wzruszyła ramionami. - To plotki. Tylko razem mieszkali. - Skąd o tym wiesz? - Sprawdzałam go. Pamiętasz? W imieniu przyjaciółki, która potrzebowała informacji. - Jak ona się nazywa? Zawahała się. - To przesłuchanie w sprawie domniemanego morderstwa - przypomniał Reed i dostrzegł, jak Sylvie zaciska usta. - Millie. Millicent Torme. Jest mężatką, więc bądź dyskretny. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 weterynarz24.lezajsk.pl

WordPress Theme by ThemeTaste