apartament na sprzedaż i wróci do Londynu. Miała nadzieję, że apartament szybko znajdzie nabywcę. Uzyskane pieniądze miały zasilić fundusz powierniczy Kate i Sama. To było najważniejsze zobowiązanie ojca. Kate sama była jeszcze prawie dzieckiem, a Sam jego synem.
Wytarła się szybko, ignorując drobne znaki na ciele, świadectwo nocnych rozkoszy. Zawahała się w drzwiach. A jeżeli nieznajomy był jeszcze wewnątrz? Jeżeli czekał? Na co? Na powtórkę poprzedniej nocy? Na wspomnienie gorących chwil ścisnęło ją w dołku. Nie ma go, powiedziała sobie. Wyczuwała to instynktownie. Nie ma go, upewniła jeszcze sama siebie, a potem wzięła głęboki oddech i śmiało wyszła do holu. W pół godziny później, po kawie i bez śniadania, była gotowa do wyjścia. Sięgnęła po torebkę i ze zdumieniem zauważyła gruby plik miejscowych banknotów, wsunięty w paszport. Kiedy zobaczyła dołączoną do nich notkę, zdziwiła się jeszcze bardziej. „W uznaniu wyjątkowo profesjonalnych usług zeszłej nocy". Takie słowa widniały na karteczce. Nie ulegało żadnej wątpliwości, o co chodzi. Momentalnie zesztywniała z wściekłości, po chwili jednak uświadomiła sobie, że nie powinna przywiązywać do tych słów aż takiej wagi. Nieznajomy popełnił pomyłkę. Co prawda bardzo obraźliwą, bo w końcu to on, nieproszony, zakłócił jej prywatność. Czyż nie wierzyła zawsze, że każdy jest strażnikiem własnej reputacji? Powinna była postarać się lepiej ją chronić. Jakim prawem mężczyzna, który przychodzi do nieznajomej kobiety i uprawia z nią seks, przypuszcza, że ona robi to za pieniądze? W głębi duszy wiedziała jednak doskonale, o co chodzi. Poglądy zmieniły się wprawdzie od czasów, kiedy cnota była bardzo w cenie, ale nie aż tak bardzo, jak ludzie lubili sądzić. Gest nieznajomego nie pozostawiał wątpliwości co do jego opinii o niej. Była przedmiotem, za który zapłacił, którym się posłużył i który nie był mu już potrzebny. Bella opuściła apartament z suchymi oczami, ale rozpaloną twarzą, i wzburzonym sercem. ROZDZIAŁ TRZECI Edward słuchał wyjaśnień szefa policji ze zmarszczonymi brwiami. Współpracujący z gangiem urzędnik nie został jeszcze zidentyfikowany, dlatego nie można było nakazać deportacji członków gangu. Wracając ze spotkania, Bella wstąpiła do niewielkiego supermarketu. Teraz rozkładała zakupy w pustych szafkach i lodówce, wciąż myśląc o tym, co powiedział jej bardzo sympatyczny młody urzędnik. Nie spodziewała się żadnych problemów z przeniesieniem prawa własności apartamentu na swoje nazwisko, tym bardziej że za poradą pracownika ambasady Zuranu w Londynie przywiozła ze sobą stosowne dokumenty. Na szczęście wiedziała, że ojciec zdeponował wszystkie papiery w skrytce londyńskiego banku. Teraz jednak okazało się, że formalności nie są tak proste, jak sądziła, co przesympatyczny urzędnik wyjaśnił jej niezwykle poważnym tonem. Natychmiast przypomniało jej się wszystko, co słyszała o przekręcie z podwójną sprzedażą apartamentów. Jego skutkiem było powstanie dwóch grup osób uważających się za właścicieli. Dochodzenie prawdy byłoby w tym przypadku niełatwe. - Co w takim razie powinnam teraz zrobić? - zapytała. - Najlepiej zostać w Zuranie, dopóki nie ustalimy, czy pani ojciec rzeczywiście kupił ten apartament. - Mieszkam w nim - Bella poczuła się w obowiązku powiedzieć mu o tym. -I absolutnie nie mogę sobie pozwolić na hotel. Jeżeli jest drugi potencjalny właściciel... - Zaznaczę w dokumentach sprawy, że aktualnie zajmuje pani apartament, jak również to, że została pani poinformowana o jego statusie prawnym - odpowiedział urzędnik. Bella sięgnęła po komórkę. Musi wyjaśnić sytuację Kate, ale najpierw wykona jeszcze inny telefon. Zanim wybrała numer swojego szefa, szybko zerknęła na zegarek. W Anglii powinna być dziewiąta rano. Pierce na pewno jest już w pracy. Był pracoholikiem i zazwyczaj siedział przy biurku już o ósmej. Istotnie, odebrał już po kilku dzwonkach. - Cześć, Jacob - Bella uśmiechnęła się, słysząc ciepło w jego głosie. Pracowali razem już ponad rok i Jacob nie ukrywał, że chętnie przeniósłby ich znajomość na bardziej prywatny grunt. Jednak Bella, chociaż lubiła go bardzo jako kolegę, nie miała ochoty na więcej, odmawiała więc jego propozycjom tak delikatnie, jak tylko umiała. Szybko wyjaśniła mu sytuację i westchnęła z ulgą, kiedy powiedział, że powinna zostać w Zuranie i załatwić sprawy do końca. - Nie spiesz się - dodał jeszcze. - Przez ostatnie miesiące pracowałaś więcej niż ktokolwiek z nas. Ale będę za tobą tęsknił - powiedział miękko. - Żałuję, że nie mogę do ciebie przylecieć. Zakończyli rozmowę i Bella zaczęła się zastanawiać, czy nie należałoby się skontaktować z ambasadą brytyjską w Zuranie i zasięgnąć ich opinii o całej tej sytuacji. Ale młody zurański urzędnik prosił, żeby na razie nie rozmawiała z nikim na ten temat. Władze Zuranu nie chciały paniki wśród potencjalnych nabywców nieruchomości. Ciekawe, jak długo będzie musiała pozostać w Zuranie, zanim wszystko się wyjaśni. Czy na tyle, by nocny gość znów ją odwiedził? Momentalnie zesztywniała i udzieliła sobie nagany. Miała przecież nie myśleć o tamtej nocy ani o nieznajomym. Nagle przypomniała sobie o pieniądzach, które jej zostawił. Wyciągnęła je drżącymi palcami. Nawet bez liczenia widziała, że to duża suma. Kate i Sam będą ich bardzo potrzebować, jeżeli nie uda jej się odzyskać apartamentu. Wypuściła pieniądze z rąk, jakby ją oparzyły. Gdyby tylko wiedziała coś więcej. Jak długo będzie musiała czekać na obiecaną wiadomość? Weszła do kuchni i włączyła czajnik. Zanim zadzwoni do Kate, która z niepokojem czekała na wiadomość, zdąży jeszcze napić się kawy. Edward nie zamierzał czekać z poukładaniem swoich spraw na zdemaskowanie nieuczciwego urzędnika. A przede wszystkim chciał zająć się Bellą Swan. Poza tym miał masę planów związanych ze swoim pustynnym księstwem. Wysiadł z windy i wsunął kartę w szczelinę zamka. Odkąd usłyszał legendę o wiszących ogrodach, równie wspaniałych jak te w starożytnym Babilonie, postanowił odkopać i w miarę możliwości zrekonstruować pałac królewski wraz ze wspomnianymi ogrodami. To był ambitny, długoterminowy plan, ale Edward był pewien powodzenia i zdecydowany doprowadzić go do końca. Przygotowania już ściągały na miejsce wykopalisk zarówno turystów, jak i ekspertów w archeologii. Zazwyczaj kiedy Edward odwiedzał Zuran, mieszkał w pałacu albo w prywatnym apartamencie jednego z dwóch hoteli, w których miał udziały. Ale kiedy tylko mógł, uciekał na pustynię, gdzie zamieszkiwał tradycyjny namiot Beduinów, przodków swojej matki. Beduini nadal wędrowali od wiecznymi pustynnymi szlakami, chociaż ich liczba wciąż malała. Niektórzy członkowie rozległej rodziny władcy byli z nimi blisko spokrewnieni, jak choćby on sam poprzez matkę. Już sama myśl o pustyni sprawiła, że zatęsknił za rączym koniem arabskim, na którym od świtania przemierzał bezkresne piaski. W marzeniach widział przy swoim boku kobietę o zielonych, rozświetlonych zachwytem, zwróconych ku niemu oczach... Edward zesztywniał. To nie mogła być ta kobieta. Nie ta, którą spotkał poprzedniej nocy. Bella. Przeczytał jej imię w paszporcie, kiedy rano wsuwał tam pieniądze. Usłyszał ją już w progu apartamentu. - Są pewne problemy, ale się nie martw. Zrobię, co w mojej mocy, żeby dostać pieniądze, tak jak ci obiecałam. Nieważne, jak długo będę musiała tu zostać. W jej głosie brzmiała determinacja, najwyraźniej usilnie starała się przekonać swojego rozmówcę, że sprawy potoczą się po jej myśli. Siedziała przy kuchennym stole plecami do niego; pieniądze, które zostawił jej rano, tworzyły bezładny stos obok niej. Bella zakończyła rozmowę i westchnęła cicho. Nie chciała martwić dziewczyny, ale nie była wcale pewna, czy wszystko pójdzie dobrze. Nagle odwróciła się i zerwała na nogi. - To ty! Wróciłeś! - Przecież musiałaś wiedzieć, że wrócę – odpowiedział krótko. Jak to? Roztaczał wokół taką aurę pewności siebie, że to, co mówił, wydawało się oczywiste. - Niby dlaczego? - spytała niepewnie. - To chyba oczywiste. Bella nie była w stanie powstrzymać rumieńca, wypełzającego zdradziecko na jej policzki. Czyżby wrócił dla niej? Czy to możliwe? Nie, z pewnością nie. Incydent z ubiegłej nocy nie mógł się powtórzyć. - Tak się składa - kontynuował Edward - że to mój apartament. Jak to? Bella patrzyła na niego skonsternowana. To nie mogła być prawda! A jeżeli jednak? W każdym razie nie wrócił z jej powodu. Nie. dlatego, że chciał powtórki z poprzedniej nocy, pomyślała upokorzona. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.