treść tego, co się stało.
– Czy naprawdę myślisz, że to wcale nie był wypadek? – Nie był. – Ale nie masz stuprocentowej pewności? To mogły być dzieci, albo zbocze samo się osunęło... – Może. Widziała jednak, że w to nie wierzy. Oczywiście. Wyszkolono go w taki sposób, że dostrzegał tylko najciemniejszą stronę życia. – Czy ten, kto to zrobił, twoim zdaniem chciał cię zabić? – To nie miało znaczenia. Sebastian przymknął oczy. Albo zapadał w drzemkę, albo był zbyt zmęczony, by mówić dalej. Lucy stała u wezgłowia łóżka. Siniaki nabierały barw, ale życiu Sebastiana chyba nie zagrażało żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo. Gdyby chciała teraz zadzwonić na policję, nie mógłby jej powstrzymać. Włączyła wentylator pod sufitem i wyszła. Jeszcze przez chwilę nasłuchiwała przy drzwiach, ale Sebastian nie poruszał się. Gdyby próbował wstać z łóżka i znowu upadł, zostawiłaby go na podłodze. Nie miała już więcej siły. Poszła na górę. Madison i J.T. czekali na nią w gościnnym pokoju. Był skromnie umeblowany, z oknem wychodzącym na podwórze przed domem. – Jak się czuje Sebastian? – zapytała Madison. – Dojdzie do siebie. To był paskudny upadek – odrzekła Lucy. Wysunęła żółte krzesło spod starej maszyny do szycia Daisy i usiadła. – Madison, gdy byłaś dzisiaj w lesie... czy nie spotkałaś nikogo? – Nie. Lucy znieruchomiała. Instynkt rodzicielski mówił jej, że dziewczyna coś ukrywa. – Na pewno? – Na pewno. – Nawet żadnych letników? – Widziałam okulistę. Jechał samochodem. – Okulista z Bostonu był właścicielem jednego z domów letnich położonych powyżej ich farmy. – Ale myślałam, że pytasz, czy nie widziałam nikogo na spacerze. – Właśnie o to mi chodzi. J.T. zeskoczył z łóżka. – Ja i Georgie widzieliśmy dzisiaj furgonetkę na drodze... Lucy nie odrywała wzroku od córki. – Gdybyś sobie jednak coś przypomniała, to mi powiedz. Madison bez słowa skinęła głową. Żadnego zniecierpliwienia, żadnej ironii. To było podejrzane. Albo Lucy wyglądała na tak wyczerpaną, że córka postanowiła dać jej spokój, albo też rzeczywiście miała coś do ukrycia. – Posłuchajcie – odezwała się Lucy. – Mam teraz dużo rzeczy na głowie i potrzebuję waszej pomocy. Pod Sebastianem osunęła się ziemia nad wodospadem. Nie chcę, żebyście chodzili do lasu sami. Zakaz obowiązuje do odwołania. – Mamo, ja mam piętnaście lat... – Bez dyskusji, Madison.