Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/weterynarz24.lezajsk.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra17/ftp/weterynarz24.lezajsk.pl/paka.php on line 5
Liz jeszcze raz zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.

Liz jeszcze raz zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.

  • Hermenegilda

Liz jeszcze raz zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.

22 May 2022 by Hermenegilda

- Nie wiem, o czym mogłybyśmy rozmawiać. - O przeszłości - odpowiedziała cicho Gloria. - O nas. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, Liz poczuła napływające do oczu łzy. Zamrugała gwałtownie powiekami. Nie może się przecież rozbeczeć w obecności Glorii. - Żadnych „nas” już nie ma. - Ale byłyśmy. Kiedyś, dawno temu. Liz, proszę cię. Zawahała się, ale skinęła głową i zsunęła się ze stołka. - Dobrze. - Nałożyła pantofel i zerknęła na barmana. - Darryl, jeżeli będziesz mnie potrzebował, jestem u siebie. Darryl uniósł kciuk do góry i Liz zaprowadziła Glorię do biura. Kiedy weszły do środka, zamknęła drzwi i stanęła na wprost dawnej przyjaciółki, nie prosząc, by usiadła. - O co chodzi? - Bardzo tu u ciebie miło. Słyszałam, że jedzenie jest świetne. Gratuluję. - Dziękuję - mruknęła, zła, że komplement Glorii sprawił jej przyjemność. - Powiesz mi, o co chodzi? - Ja... - Gloria westchnęła głęboko. - Boże, tak dużo mam ci do powiedzenia, że nie wiem, od czego zacząć. Po pierwsze, myślę, że powinnam cię przeprosić. Za to, co wydarzyło się kiedyś. Nie przypuszczałam, że moja matka może cię skrzywdzić. Nie wiem, jak do tego doszło. Powinnam była zastanowić się, przewidzieć... Gloria z rezygnacją machnęła ręką. - Nie mówmy o niej. - Nie znałam jej, jak się okazuje. Myślę, że nikt jej nie znał. Jestem pewna, że oglądasz dziennik... - Tak. - No więc... no więc sama widziałaś. Wiesz, Liz, strasznie mi przykro. Tak bardzo, że... - głos jej się załamywał. Liz widziała, że z trudem hamuje płacz. - Jest mi przykro, że nie stanęłam wtedy po twojej stronie. Że nie potrafiłam okazać, jak wiele dla mnie znaczysz. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką. Spuściła głowę i po chwili popatrzyła na Liz smutnym wzrokiem. - Tak bardzo się bałam tego, co może zrobić matka, że przestałam się troszczyć o ciebie. A tamtego dnia... zupełnie się załamałam. Liz poczuła dławienie w gardle. Rozumiała. Choć wolałaby nie rozumieć. Tego dnia ona załamała się także. Odsunęła się od Glorii i podeszła do swojego biurka. Wpatrywała się w zarzucony papierami blat, wymyślając sobie od idiotek za to, że dopuściła do tej rozmowy. Zacisnęła powieki. Nie umiała zapomnieć, czego się dowiedziała o matce Glorii w ciągu minionych tygodni. Oglądała wiadomości telewizyjne, czytała gazety i cały czas zastanawiała się, co naprawdę znaczyło być córką Hope St. Germaine. Przez wszystkie te lata Gloria miała prawo się bać. - Przyszłam tu dzisiaj także po to, żeby podziękować ci za to, co zrobiłaś dla Santosa. Na wspomnienie Santosa Liz zesztywniała. Poczuła gniew i ból. Współczucie i zrozumienie znikły. Spojrzała wyzywająco w twarz Glorii. - Nie zrobiłam tego dla niego - powiedziała szorstko. - A już na pewno nie po to, żebyście żyli sobie we dwoje długo i szczęśliwie. - Wiem. Chciałam ci tylko powiedzieć, że... nigdy nie przestałam go kochać, Liz. Nigdy. We wzroku Glorii było coś, co ją zdumiało. Smutek i namiętność, które świadczyły o głębi uczuć. Uczuć zbyt silnych i intensywnych, by mogły być tylko kaprysem zepsutej egoistki. Jej własne uczucia bladły wobec tego, co widziała w oczach Glorii. Przed jej oczami stanął nagle obraz z odległej przeszłości. Dwie dziewczyny stojące w szkolnym korytarzu i zaśmiewające się do rozpuku. Miały wówczas przed sobą całe życie. Jedna z nich poznała właśnie chłopca i zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Mówiła, że ten chłopiec jest jej przeznaczony. Być może był. W oczach Liz zakręciły się łzy. Odwróciła wzrok i szybko spojrzała na zegarek. - Jeżeli to wszystko... - zaczęła, lecz nie skończyła. - Naprawdę muszę wracać do pracy. - Oczywiście. - Gloria cofnęła się w kierunku drzwi. - Dziękuję ci, że poświęciłaś mi czas. Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. Wiem, że jesteś... bardzo zajęta. Sama trafię do wyjścia. Liz patrzyła, jak Gloria odwraca się, podchodzi do drzwi, otwiera je i przekracza próg. Nie. Nie mogła pozwolić, by odeszła, nie poznawszy całej prawdy. - Glorio? Gloria przystanęła i obejrzała się przez ramię. - Tego dnia... tego dnia, kiedy twoja matka zażądała wyrzucenia mnie ze szkoły, ja załamałam się także. Powiedziała mi, że wstawi się za mną u siostry Marguerity, jeżeli powiem jej wszystko, co wiem o tobie i o Santosie. Byłam przekonana, że ona wie, że ty i Santos jesteście kochankami. Ja także bardzo się bałam. Bałam się, że stracę stypendium. Bałam się twojej matki, swojego ojca... - Miałaś szesnaście lat - powiedziała cicho Gloria. - W tym wieku naprawdę można się bać. - Później też. - Liz popatrzyła Glorii w oczy i uśmiechnęła się nieznacznie. - Wiesz co, Glo? To już za nami. Nie wracajmy więcej do przeszłości. ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY Chłopak z apteki, niejaki John Francis Bourgeois, został aresztowany i oskarżony o zamordowanie ośmiu młodych kobiet. Dowody rzeczowe nie pozostawiały żadnych wątpliwości: ślady zębów na jabłkach oraz testy DNA z krwi i płynów fizjologicznych znalezionych na ofiarach świadczyły niezbicie, że nikt inny nie mógł być mordercą. Dochodziło do tego zeznanie Tiny. John Bourgeois nie był ostatnim klientem Billie, ale kręcił się w pobliżu. Tina widziała go, zamieniła z nim nawet tamtej nocy kilka słów. Nie kojarzyła go z morderstwem, lecz on myślał inaczej. Przestraszył się, że przypomni sobie o nim, kiedy policja zacznie ją przesłuchiwać. Był pewien, że oficerowie śledczy skojarzą fakty, dlatego postanowił pozbyć się dziewczyny. Zaczął ją śledzić, czekając na odpowiedni moment. Zobaczył ją przy telefonie i zaprosił do środka, żeby poczekała w aptece. A potem wpadł. Santos siedział na kanapie w swoim mieszkaniu, ogłuszony panującą wokół ciszą. Nie pomylił się w żadnym szczególe. Dziewczęta znały i lubiły Johna, który próbował je nawracać. Czyż jego wuj nie mawiał, że „kto się boi Pana, nie zazna ciemności ani bólu”? Santos nie mylił się także co do tego, że John zamierzał wynieść się z miasta. Mylił się wszakże co do jednej, najważniejszej rzeczy: John Francis Bourgeois miał dwadzieścia dwa lata, więc kiedy została zamordowana Lucia Santos, był pięcioletnim brzdącem. To nie on. Westchnął ciężko. Nie znalazł zabójcy swojej matki. Nie pomścił jej śmierci. I raczej nigdy go nie znajdzie. Wstał i podszedł do okna. Wyjrzał na pustą ulicę. Świtało, miasto pogrążone było jeszcze we śnie. On także potrzebował snu, ale nie mógł zmrużyć oka. Dotknął szyby opuszkami palców, czując ciepło nadchodzącego dnia. Powrócił myślami do wieczoru sprzed tygodnia, kiedy to uwolnił zamkniętą w bagażniku Tinę. Wtuliła się w niego, łkając i dziękując mu za to, że żyje.

Posted in: Bez kategorii Tagged: jaki pies dla dziecka, jak pogodzić kota z psem, siwe farby do włosów,

Najczęściej czytane:

najlepszą ochronę danych.

Christopher obszedł powoli swoje wielkie mahoniowe biurko i usiadł. - Ile plików innych pacjentów zostało naruszonych? ... [Read more...]

uśmiechnął się - po tym, jak nazwałaś ten koszmar

„drobnym wypadkiem", nie jestem już tego taki pewien. - Praktyka! - westchnęła ciężko Lizzie. - Całe lata ... [Read more...]

jencie. ...

5. Opracowanie zasad współpracy opiekunki środowiskowej z podopiecznym i jego rodziną. 6. Wykaz narzędzi pracy, środków i materiałów pielęgnacyjnych niezbędnych ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 weterynarz24.lezajsk.pl

WordPress Theme by ThemeTaste