- Kelly? - zawołała, zaglądając do pustego pokoju.
Mówiła przez coraz bardziej ściśnięte gardło. Zaczynała ją ogarniać panika. Szła z pokoju do pokoju, a potem szybko pobiegła do zachodniego skrzydła, gdzie znalazła tylko swoje farby i sztalugi. Spojrzała z odrazą na piżamę. Przypomniała sobie, jak łatwo się jej pozbyła, gdy tylko Richard ją dotknął. Zebrała rzeczy z podłogi i ruszyła dalej. Zaglądała w każdy kąt. - Pokaż się, księżniczko. To przestało być zabawne - pro siła. Zamarła. Zdawało się jej, że usłyszała jakiś stłumiony i odległy dźwięk. Poszła w tym kierunku. Lecz w głównym holu nic nie znalazła. Wybiegła na zewnątrz. Dewey był w garażu i majstrował coś przy samochodzie. - Pomóż mi szukać Kelly. Gdzieś się schowała. Kiwnął głową. Odłożył narzędzia. Laura wróciła do domu, a on przeszukał teren dookoła. Wyjrzała przez oszklone drzwi salonu, lecz na piasku nie było śladów stóp wiodących od domu. Ulżyło jej tylko odrobinę. Gdzie ona może być? Dlaczego nie odpowiada na wołanie? Sprawdziła jeszcze raz jadalnię. Zajrzała w każde miejsce, w którym dziewczynka mogła być. Do schowka na miotły, do łazienek. Czuła coraz większy strach. Dostała wypieków, serce jej łomotało. Dom był bezpieczny, miał doskonały system alarmowy, ale mimo to nie przestawała myśleć o tym, co powiedział kiedyś Richard. Ktoś mógł porwać dziecko dla okupu. Przez tylne drzwi zajrzał Dewey. - Ani śladu małej. Laura kiwnęła głową i pobiegła schodami na górę, przeskakując po dwa stopnie. Liczyła na to, że Kelly wróciła do pokoju. Nic z tego. Kredki i książeczka do kolorowania nadal leżały na stole. Laura zajrzała do własnego pokoju. Zawołała. Usłyszała hałas dochodzący z piętra Richarda, jakiś łomot. Rzuciła się na górę i zapukała stanowczo do drzwi. -Kto tam? - zapytał -Otwieraj, do cholery! - zażądała. -Nie. -Mówiłam ci już, że mam dość słuchania „nie"! Otwórz drzwi albo przysięgam, że złapię za któryś z tych zabytkowych mieczy i je rozrąbię. Richard gapił się na drzwi. Bardzo chciał je otworzyć i pocałować ją, żeby złagodzić jej gniew. -Uciekasz się do przemocy, Lauro? -Richard, musisz mi pomóc. Kelly zniknęła! Richard odstawił z łomotem sztangę. -Co ty mówisz?! -Na pewno jest gdzieś w domu. - Usłyszał zza drzwi głos Laury. - Nie ma żadnych śladów na piasku, a Dewey nie znalazł jej nigdzie na zewnątrz. Ale nie mogę jej znaleźć. Zostawiłam ją w łóżku. Prawie spała. A teraz zniknęła. -Kotki też nie ma? -Tak. Laura usłyszała płacz, cichy i stłumiony. -O, Boże, słyszę ją! Gdzie ona może być?